Warto teraz zwiedzać miejsca zielone, piękne, wabiące nas wodą i drzewami. Takim miejscem bez wątpienia jest Spreewald, będący sercem Dolnych Łużyc. Teren ten jest dość podmokły, poprzecinany setkami małych kanałów płynącej tutaj rzeki Szprewy (niem. Spree). Mieszkańcy tutejsi przez wiele lat nie mieli lepszych dróg dostępu do swoich domów i pól, jak właśnie drogą wodną, całe prawie życie odbywało się na wodzie. Płaskimi łodziami transportowano wszystko, począwszy od plonów rolnych, poprzez zwierzęta, skończywszy na dzieciach dowożonych tak do szkoły, a przy szkole zamiast stojaka na rowery był port dla łodzi. TUTAJ można obejrzeć wiele filmików o życiu w Spreewaldzie, także takich nakręconych w latach dwudziestych XX wieku.
Porciki rzeczne w Lubbenau są bardzo liczne, niektóre tylko na jedną łódź, a my trafiliśmy do takiego, gdzie powitała nas pani, sprzedająca musztardy, dipy i chrzany, czyli dodatki do szprewaldzkiej specjalności: ogórków. Rosną one tam imponująco, toteż serbołużyccy mieszkańcy tego regionu wyspecjalizowali się w ich uprawie, a przyrządzać je potrafią na setki sposobów. Spójrzcie na te słoiczki – wszystkie kryją w sobie dodatki i sosy do ogórków!
Wsiadamy więc do łódki i ruszamy w wygodną podróż w zielonej katedrze Spreewaldu. Nie trzeba wiele mówić, wystarczy Wam to pokazać!
Nawet poczta niemiecka do dziś korzysta z drogi wodnej, wszystkie skrzynki na listy stoją od strony wody, a łódż pocztowa ma swój specjalny hangar:
Każde podwórko dochodzi do samej wody, płynąc wystarczy zrobić krok i wysiąść z łodzi, by znaleźć się w środku podwórka.
Można podziwiać kunsztowny tutejszy sposób stawiania stogów siana na drewnianym rusztowaniu ze słupem. Rusztowanie drewniane podtrzymywało siano, żeby nie dotykało podmokłego terenu łąki, a niejednokrotnie – żeby nie wpadło wprost do wody.
Sieć kanałów jak uliczki prowadzi w pewne szczególne miejsce Spreewaldu: skansen w Lehde. Można tutaj zobaczyć domy serbołużyckich mieszkańców wiosek, poznać ich sposób życia i podziwiać niezwykłe stroje, zwłaszcza kobiet. Kanały biegną tuż pod oknami domów, dochodzą do samego podwórza, a na niektórych podwórzach postawione są nad kanałami wspaniałe garaże dla łodzi, żeby nie mokły w razie deszczu.
A tak wyglądał dawny magiel na zimno: bieliznę pościelową i ręczniki zawijano wokół tych walców pod skrzynią, a w skrzyni były duże ciężkie kamienie, nałożone po sam brzeg. Pościel była „wałkowana” przy pomocy skrzyni przesuwanej na wałkach jak na rolkach. Sprytne, prawda?
Nie zabrakło tutaj i łazienek:
Nieliczni lepiej sytuowani mieszkańcy tutejszych wsi stawali się posiadaczami naprawdę pięknych domów ze wspaniale urządzonymi wnętrzami:
A na koniec zachęcam Was do wstąpienia do jednej z licznych tutejszych restauracyjek i kafejek i spróbowania tutejszego specjału, czyli dania z ogórka, z pewnością traficie na coś smacznego i oryginalnego. Miłej niedzieli! 😀
Witam! Bardzo ciekawy blog, ale zabrakło mi w nim dość ważnych dla mnie informacji. Jedną z nich jest ta, że Łużyczanie czy inaczej Serbołużyczanie z Dolnych Łużyc są Słowianami bardzo blisko spokrewnionymi z Polakami. Mają własny język narodowy, pomimo wszechobecnego języka niemieckiego. Łużyczan z Dolnych Łużyc jest około 20000, ale ciężko jest spotkać żywy język na ulicy, w sklepie lub podczas spływu łodziami łużyckimi zwanego po łużycku „cołnowanje”. Polecam jednak organizowane ewangelickie msze w języku łużycki, po których odbywa się towarzyskie spotkanie nazywane „kafej piśe” czyli „picie kawy” podczas którego można bliżej poznać wielu Łużyczan. Zachęcam do odwiedzenia strony o tym regionie http://www.luzyca.cba.pl . Oczywiście oprócz Łużyczan na Dolnych Łużycach w pobliżu Chociebuża/Chóśebuza/Cottbus istnieją Górne Łużyce, których głównym miastem jest Budziszyn/Budisyn/Bautzen. Tu mieszkają Łużyczanie posługujący się językiem górnołużyckim, który jest bliski językowi czeskiemu. Jest ich 40000, więc więcej niż tych na Dolnych Łużycach. Język ten jest w lepszej kondycji niż dolnołużycki. Jest około pięciu miejscowości (może więcej), gdzie język ten przeważa nad językiem niemieckim. Oczywiście pomimo dwóch języków jest to jeden naród, który co najmniej dwukrotnie starał się o odzyskanie niepodległości, ale to już inny temat.
Serdecznie pozdrawiam!/ Z hutschobnym postrowom!
Tomasz Olgierd Major
z Maszewa k/ Goleniowa
w Polsce.
Dziękuję za uzupełnienie o interesujące informacje. 🙂 Zapraszam do odwiedzin na blogu, a może i w realu, u nas! Zwłaszcza, że prawie mój krajan, bo ja z 44 wysp pochodzę. 😉 😀
Z 44 wysp to chyba ze Świnoujścia?! No cóż, wszystko jest możliwe. Pozdrawiam! 😉
Jakie piękne miejsce! Zazdroszczę wycieczki. A rosnące zapasy z poprzedniego postu – imponujące, i te słoiczki tak słodko wyglądają… Pozdrawiam lipcowo:)
ależ tam ładnie!
Pięknie tam. Już wiem gdzie sie wybierzemy na wycieczkę jak juz do Was przyjedziemy! Musze to zobaczyć na własne oczy. Tylko trzeba mnie będzie zakneblować żebym nie wykrzykiwała „achów i ochów”
Cudnie tam. Mnie po dziecinnemu skojarzyło się to z nieustraszonymi wojownikami Asteriksem i Obeliksem i ich piękną sielską wioską:)
Pierwszy raz zobaczyłem to miejsce w końcu lat siedemdziesiątych.
Już wówczas zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Teraz, z roku na rok jest coraz piękniejsze. „Tylko ogórki smakują tak samo” {-: